Od paru lat mój mąż pracuje w zawodzie doradcy finansowego w Bielsku-Białej. Osobiście nie mam uprzedzeń do tego stanowiska pracy, jednak czasem widząc zmęczenie malujące się w oczach mojego partnera mam ochotę powiedzieć mu, że czas pomyśleć o zmianie pracy i, być może, założeniu własnej działalności. Podobnych rozmów przeprowadziłam z mężem już setki, dlatego teraz wiem, że jakiekolwiek napomknienie o możliwościach poszukania czegoś innego zderzą się jedynie z cichym murem milczenia i słabo ukrywanych wyrzutów.
Mój mąż tak naprawdę kocha to, co robi. Jedynie czasem, gdy coś idzie nie tak jak powinno sprawia wrażenie osoby niezadowolonej z wybranego zawodu. Po każdym złym dniu, tygodniu i miesiącu przychodzi jednak czas, gdy jest dobrze. Mąż zapomina o złych chwilach, tylko ja cały czas mam przed oczami jego zmęczoną, zszarzałą i przedwcześnie starzejącą się twarz.
Nie będę ukrywała, że praca w zawodzie doradcy finansowego nie przynosi żadnych korzyści – przynosi i to spore, głównie finansowe, doradca finansowy Bielsko-Biała. Przeciętnie w ciągu całego roku mąż zarabia 5 tysięcy złotych miesięcznie, co razem z moją pensją farmaceutki wynoszącą 3 tysiące złotych pozwala na całkiem wystawne życie. Dwa razy w roku latamy do zagranicznych kurortów na wypoczynek, jeździmy niezłym autem i prowadzimy dość rozrzutne życie. W lodówce zawsze jest mnóstwo jedzenia, a na półkach pełno nowych ubrań i kosmetyków. Gdyby tylko praca w finansach nie była tak wielkim obciążeniem psychicznym dla mojego małżonka, wszystko byłoby idealnie!